piątek, 5 maja 2017

Nieskończoność

Jeszcze w 2016 roku Egmont uraczył fanów komiksów Marvela wydając crossover zatytułowany "Nieskończoność". Oczywiście nie było to żadne zaskoczenie, gdyż czytając cykl "Avengers" z Marvel Now! można było się spodziewać, że przedstawiane tam wydarzenia w końcu doprowadzą do jakiegoś wielkiego konfliktu. Oliwy do ognia dolał dość chaotyczny pierwszy numer "New Avengers". Jeszcze przed rozpoczęciem właściwego crossoveru Egmont wprowadził czytelników w klimat historii prezentując origin Thanosa w albumie zatytułowanym "Thanos Powstaje". Na pełną historię "Nieskończoności" składają się trzy albumy: "Avengers #4: Nieskończoność", "New Avengers #2: Nieskończoność" oraz "Nieskończoność". Jako lektura dodatkowa pojawiły się również "Guardians Of The Galaxy #3: Nieskończoność" i "Thunderbolts #3: Nieskończoność". Jednak są to historie poboczne nie mające wpływu na główną linię fabularną crossoveru, dlatego tymi dwoma albumami zajmę się innym razem.



Jeżeli jest się czytelnikiem niezaznajomionym z komiksami Marvela crossover "Nieskończoność" może wydawać się ciężki do ogarnięcia. Jeżeli jest się czytelnikiem, który od najmłodszych lat zapoznawał się z uniwersum Marvela to "Nieskończoność" wcale nie wydaje się prostsza do ogarnięcia. Egmont zdecydował się wydać ten crossover dokładnie tak samo, jak zostało to zrobione na Zachodzie. W związku z czym dostaliśmy trzy zbiorcze albumy, w których ponumerowane zostały zeszytówki. Na końcu każdego z albumów znajdowuje się ściąga wyjaśniająca w jakiej kolejności powinno się czytać poszczególne zeszyty. I przyznam, że kiedy pierwszy raz spojrzałem na tę planszę nie miałem pojęcia o co chodzi. Dopiero po kilku miesiącach od pojawienia się na mojej półce trzech albumów, w których zamyka się główna fabuła "Nieskończoności" zdecydowałem, że trzeba to w końcu przeczytać, bo zaległości komiksowe niebezpiecznie się rozrastają. Nagle schemat zawarty na ostatnich stronach każdego z albumów okazał się jasny i klarowny. Oczywiście rozpoczynając swoją przygodę z tym crossoverem warto przygotować sobie jakieś karteczki, czy zakładki, które umożliwią sprawne żonglowanie komiksami i pomogą utrzymać swoistą przejrzystość całej historii.

To jednak nie wszystkie "pomoce" jakie zostały udostępnione czytelnikom, które wesprą nowicjuszy, jak i zaprawionych w bojach fanów komiksów Marvela. W każdym z albumów pojawiają się całe strony z małymi portretami bohaterów, opisaną przynależnością i oczywiście pseudonimem. Najciekawiej prezentuje się taka ściągawka zawarta w albumie "Nieskończoność". Ta pojawia się na samym początku i przedstawia 86 postaci oraz dwie formacje (Thunderbolts i Mighty Avengers). Wspomniani bohaterowie i złoczyńcy podzieleni są na 9 grup. Co ciekawe zostały tutaj umieszczone również postaci, które pojawiają się na pojedynczych kadrach w całej historii, czyli nie mają zbyt dużego udziału w linii fabularnej. Jednak jest to użyteczna ściągawka, tym bardziej dla starszych fanów Marvela, którzy sporą część bohaterów pamiętają jeszcze z wydań TM-Semic. A jak wiadomo przez lata postaci się zmieniały i teraz mogą wyglądać zupełnie inaczej, a nawet być zupełnie kim innym.

Fabuła "Nieskończoności" jest dość złożona. Akcja toczy się na kilku płaszczyznach jednocześnie, a udział w niej biorą rzesze bohaterów, którzy muszą się mierzyć z przeróżnymi przeciwnościami. Galaktykę nawiedzają Budowniczowie, którzy dopatrzyli się anomalii i decydują się zniszczyć stworzone niegdyś światy. Kością niezgody staje się Ziemia, która stoi na granicy wspomnianej skazy. Avengers pod przywództwem Kapitana Ameryki wyruszają na spotkanie Rady Galaktycznej, w której skład wchodzą przedstawiciele najpotężniejszych światów. Wspólnymi siłami przedstawiciele zwaśnionych ras muszą zażegnać kryzys i wyeliminować zagrożenie, które dla Galaktyki stwarza Niszczyciel Światów kierowany przez Budowniczych. Avengers są wspierani przez New Avengers, którzy w swoich szeregach mają nowych członków: Starbrand, Nightmask i Ex Nihilo.
Tymczasem w kierunku Ziemi zbliża się szalony tytan Thanos, który wraz z armią swoich wiernych sług chce zagarnąć Kamienie Nieskończoności. Jednak jego prawdziwe zamiary pozostają ukryte. Grupa znana jako Iluminaci stara się pokrzyżować plany Thanosa. W całą aferę zaplątani są również Inhumans starający się stać z boku i nie brać udziału w bitwie.
Narasta konflikt na linii Atlantyda-Wakanda. Czarna Pantera próbuje użyć swoich wpływów, żeby nie doprowadzić do rozlewu krwi swoich rodaków. Jednak ciągle jest miotany rządzą zemsty na Namorze, który nie tak dawno temu dysponując mocą Phoenix przepuścił szturm na Wakandę.

Fabuła "Nieskończoności" z początku może wydawać się zagmatwana i niepotrzebnie próbuje łączyć mnogość wątków. Jednak z czasem wszystko zaczyna się ze sobą łączyć i historia jako całość wypada naprawdę dobrze. Nie byłem do tej pory fanem scenariuszy Jonathana Hickmana, bo ten porzucił gdzieś prostotę trykociarskiego rzemiosła i zaczął ubierać każdą historię w jakieś międzygalaktyczne konflikty. Wszędzie musiał być kosmos, inne światy, obce planety, itp. Bardzo mnie to męczyło w dotychczasowych albumach "Avengers", chociaż przy okazji "Preludium Nieskończoności" wszystko zaczynało się wyprostowywać i wreszcie pojawił się jakiś sens. W crossoverze "Nieskończoność" ogrom konfliktu za jaki zabrał się Hickman prezentuje się imponująco. Chociaż momentami miałem wrażenie, że scenarzysta szedł na łatwiznę i serwował skrótowce. Najbardziej to widać w konflikcie pomiędzy przedstawicielami zwaśnionych światów i Budowniczymi. Wydarzenia mające miejsce na Ziemi, w których głównym zagrożeniem jest Thanos i jego świta wypadają o wiele bardziej przejrzyście. Tutaj wszystko ma swój sens. Może dlatego, że to prosta historia o tym, jak Thanos po raz kolejny próbuje zniszczyć Ziemię, a przeciwko niemu stają zastępy przeróżnych bohaterów? Być może.

Jednak całość czytało mi się się naprawdę dobrze i szybko udało się przyzwyczaić do przeskakiwania pomiędzy albumami. Chociaż mam wrażenie, że można to było lepiej zorganizować od strony edytorskiej (może jakieś grubsze strony oznaczające kolejny rozdział?). Ale rozumiem, że w oryginale nie było żadnych szczególnych ułatwień, a Egmont nie mógł sobie pozwolić na wprowadzanie zmian.
Od strony graficznej ciężko się tutaj do czegoś przyczepić. Z uwagi na dość rozległą fabułę, która łączy w sobie dwa różne cykle ("New Avengers" i "Avengers") do pracy zaprzęgnięto kilku rysowników prezentujących różny poziom umiejętności. W "New Avengers" za stronę graficzną odpowiada Mike Deodato, którego prace można było zobaczyć do tej pory w "Avengers #2" oraz "Avengers #3". Kreska Deodato jest w porządku, ani nie drażni, ani nie powala. Całkiem nieźle pasuje do historii, jednak mam wrażenie, że fragment opowieści, którą zajmował się ten rysownik jest najbardziej statyczna. Nie ma tutaj miejsca na epickie pojedynki, czy monumentalne eksplozje. Trochę drażniące są niektóre zabiegi Deodato, któremu zdarza się rozrzucić chaotycznie kilka kadrów na białej stronie. W "Avengers" za stronę graficzną odpowiada Leinil Francis Yu, którego rysunki kojarzą mi się z dawnymi pracami Jae Lee. W tej części historii kadry są mroczne, bohaterowie często skąpani są w cieniu. Ewidentnie Leinil Francis Yu lubuje się w obfitym operowaniu tuszem. Jednak ten artysta w przeciwieństwie do Deodato lepiej rozplanowuje układ strony. Nie ma tutaj miejsca na puste miejsca, wręcz panuje przepych. Kadry nawet nienacechowane akcją wręcz promieniują dynamizmem. I nie przeszkadza mi fakt, że na niektórych kadrach znani i lubiani bohaterowie mają krzywe mordy. Można się do tego przyzwyczaić. W tomie "Nieskończoność" mamy aż trzech rysowników: Jim Cheung, Jerome Opeña oraz Dustin Weaver. Strona graficzna tego albumu wypada zdecydowanie najlepiej. Biorąc pod uwagę, że główna oś fabularna dotyczy epickich starć w kosmosie, czy morderczych pojedynków z niezwyciężoną drużyną Thanosa to grafiki powinny oddawać to w 100%. I tak też jest. Przy czym kadry są przejrzyste i świetnie oddają klimat tej jakby nie patrzeć epickiej opowieści, w której istnienie całej galaktyki wisiało na włosku.

"Nieskończoność" do dobry crossover, w którym bierze udział cała armia superbohaterów, super-złoczyńców z innych światów i nieznanych dotąd bytów, które u zarania dziejów tworzyły całe galaktyki. Jak do tej pory nie lubiłem historii pisanych przez Jonathana Hickmana, tak za sprawą "Nieskończoności" być może się przekonam do jego stylu. Bardzo przyjemnie czyta się tę epicką wojnę w obronie całej galaktyki, kiedy nawet najwięksi wrogowie (chociażby Kree i Skrulle) muszą ze sobą współpracować dla ogólnego dobra. Jednak tego crossoveru nie jestem w stanie polecić nowicjuszom. Jeżeli do tej pory nie mieliście zbyt dużo wspólnego z komiksami Marvela to będziecie mieli ogromny problem z ogarnięciem tej armii postaci, czy zależności pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Natomiast starzy wyjadacze poczują się jak w domu, w końcu wszystko to już było, pewnie było nawet zrobione lepiej i ciekawiej. Ale co z tego? Historia wciąga, została wsparta raz lepszymi, raz trochę gorszymi grafikami. Hickman też stara się trochę wyprostować ten labirynt dziwactw, który zgotował czytelnikom w pierwszych albumach "Avengers" i "New Avengers". I finalnie wychodzi z tego obronną ręką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz