sobota, 7 listopada 2015

Głowa demona

Batman. Narodziny Demona
(2015; Egmont; akcja/sci-fi/fantasy)

Scenariusz: Mike W. Barr, Dennis O'Neil
Rysunki: Jerry Bingham, Tom Grindberg, Norm Breyfogle
Cena okładkowa: 99,99 zł
Ilość stron: 296

"Batman. Narodziny Demona" to kolejna pozycja od Egmontu wydana w serii "DC Deluxe", w której pojawiają się komiksy lepsze i gorsze. To trochę taka loteria, którą wydawca serwuje czytelnikom oczekując za swój produkt wcale niemałych pieniędzy, bo jednak 100 zł za komiks to naprawdę sporo. Owszem, każdy album z tej serii wydany jest naprawdę ładnie, wszystkie są w twardej oprawie z obwolutą, ale ich zawartość nie zawsze należy do najwyższych lotów. I piszę to z pozycji osoby, która ma w swojej kolekcji wszystkie komiksy wydane do tej pory w serii "DC Deluxe". Jak jest tym razem? Czy faktycznie zawartość "Narodzin Demona" jest warta tych 100 zł?


Na siódmy album wydany w serii "DC Deluxe" składają się trzy historie, w które dotyczą Ra's Al Ghula. Każda z opowieści stara się odkryć przed czytelnikiem jakieś ciekawe fakty odnośnie tego zmyślnego szaleńca. Rozpoczyna się od "Syna Demona", za który odpowiadają Mike W. Barr (scenariusz) i Jerry Bingham (rysunki). W tej pochodzącej z 1987 roku historii Batman łączy swoje siły z Talią oraz jej ojcem (Ra's Al Ghulem) w walce przeciwko złoczyńcy kryjącemu się pod pseudonimem Qayin. Zbir za wszelką cenę chce się dostać do jamy łazarza, która miała przywrócić mu zdrowie. W obliczu niepowodzenia Qayin zamierza przejąć kontrolę nad amerykańskim satelitą kontrolującym efekty pogodowe. Drugą historią jest "Narzeczona Demona", za którą odpowiadają Mike W. Barr (scenariusz), Tom Grindberg (rysunki) oraz Eva Grindberg (kolory). Ta opowieść pochodzi z 1990 roku, więc też do najnowszych nie należy. Ra's Al Ghul postanawia wprowadzić w życie swój plan wybicia połowy ludzkości, oczywiście na drodze staje mu Mroczny Rycerz. Tym razem Talia miota się pomiędzy lojalnością i miłością, nie wie czy ma pomagać ojcu, czy ratować Batmana. Trzecia historia to "Narodziny Demona", za którą odpowiadają Dennis O'Neil (scenariusz) oraz Norm Breyfolge (rysunki). W tej pierwotnie opublikowanej w 1992 roku opowieści prezentowana jest daleka przeszłość Ra's Al Ghula z okresu sięgającego XIII wieku. Głównym motywem fabularnym jest tutaj odkrywanie przez przyszłego przestępce zalet jam łazarza oraz możliwości ich wykorzystania dla własnych celów.

"Batman. Narodziny Demona" to album bardzo nierówny. Dwie pierwsze historie należą raczej do nudnych i naprawdę ciężko się do nich przekonać. Nic w tym nie pomaga. Rysunki są zaledwie poprawne, ale jakieś takie puste, a kolory sprawiają wrażenie wypranych. Dialogi są sztuczne i w żadnym razie nie budzą zainteresowania. Podobnie jest z "Narzeczoną Demona", w której poprawie ulegają tylko kolory, ale z kolei sama kreska ulega pogorszeniu. I tutaj również nie ma czym się zachwycać w warstwie fabularnej. Bo chyba nikogo specjalnie nie ucieszy chwilowe pojawienie się Tima Drake'a. Zdecydowanie najlepiej w tym zestawie prezentuje się ostatnia historia, w której autorzy już bez skrępowania główną rolę powierzyli Ra's Al Ghulowi. Batman jest tutaj tylko postacią pojawiającą się na kilku strona wprowadzających i kilku zamykających opowieść. Tutaj wszystko wypada na plus. Fabuła wykreowana przez Dennisa O'Neila przykuwa uwagę i potrafi zainteresować, w końcu jest to origin jednego z największych przeciwników Mrocznego Rycerza. Natomiast warstwa graficzna wypada rewelacyjnie. Jeżeli nieobce są Wam wydawane w latach 90-tych komiksy o Batmanie, to pewnie pamiętacie rysunki Norma Breyfolge'a. Bardzo charakterystycznym elementem jego prac była mimika twarzy postaci, każda z nich wyglądała jakby właśnie wpadała w obłęd (ciągle po głowie kołacze mi się ta dwu zeszytowa historia o Mr. Zsaszu). To oczywiście nadawało specyficznego obłąkanego klimatu historiom o Mrocznym Rycerzu. Tutaj kreska Breyfolge'a sprawdza się idealnie. Całościowo "Batman. Narodziny Demona" wypada bardzo przeciętnie. Dwie pierwsze historie to dowód na to, że pod koniec lat 80-tych i na początku 90-tych przygody Batmana naprawdę potrafiły zanudzić. W warstwie graficznej też nie miały zbyt wiele do zaoferowania, jedynie typową komiksową kreskę. Jedynie ostatnie opowiadanie ratuje ten album i gdyby nie ono, to pewnie cały siódmy numer "DC Deluxe" byłby jednym wielkim rozczarowaniem.

Czy warto mieć na półce "Batman. Narodziny Demona"? Tak, ale tylko jeżeli chce się skompletować wszystkie wydania z serii "DC Deluxe". Jeżeli zbieracie tylko te lepsze albumy, to spokojnie możecie sobie tym razem. odpuścić. W końcu 2/3 zawartości tego wydawnictwa to niestety nudna papka, która tylko w jakimś niewielkim stopniu przedstawia Ra's Al Ghula. Zresztą sam po przeczytaniu dwóch pierwszych historii zacząłem zadawać sobie pytanie, dlaczego to właśnie ten człowiek jest jednym z największych wrogów Batmana? I w sumie nadal nie wiem. Album ratuje ostatnia historia, która świetnie prezentuje się zarówno w warstwie fabularnej, jak i graficznej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz