poniedziałek, 12 października 2015

Komiksy na skróty - odcinek 1

Z uwagi na niedobór czasu, który nie pozwala mi na długie wywody odnośnie najnowszych wydawnictw komiksowych zdecydowałem się na start cyklu "Komiksy na skróty", który najprawdopodobniej będzie stanowił główny trzon DF Comics. W każdym odcinku cyklu będę prezentował pokrótce od dwóch do trzech pozycji. Będę się starał, żeby w każdym odcinku było jak najbardziej różnorodnie. Na pierwszy rzut idą jedna majowa i dwie wrześniowe premiery od Egmontu.




Szklane Miecze - #1
Yama
(2015; Egmont; przygodowy/fantasy)

Scenariusz: Sylviane Corgiat
Rysunki: Laura Zuccheri
Cena okładkowa: 29,99 zł
Ilość stron: 56

Na zamieszkałą przez ludzi planetę spada ognisty deszcz z kosmosu. Okazuje, że ogniste języki spadające z nieba to kryształowe miecze. Każdy kto próbuje podnieść oręż zostaje w magiczny sposób zamieniony w szkło. Sprawujący rządy tyran Orland za wszelką cenę chce zdobyć kryształowy miecz. Jedyną osobą, na którą nie działa magia kryształowego ostrza jest córka wodza wioski, Yama. Wódz wioski próbuje podburzyć swoich poddanych i skłonić do wszczęcia buntu przeciwko Orlandowi. Jednak ci przerażeni zabijają swojego przywódcę, a jego żonę wydają tyranowi. Tymczasem Yama w sprytny sposób ucieka do lasu, gdzie trafia na pustelnika o imieniu Miklos. Ten przyjmuje dziewczynkę i zaczyna ją uczyć walki, żeby dobrze przygotować ją do walki z Orlandem.

"Szklane Miecze" to staroszkolne europejskie fantasy, które korzysta z ogranych motywów. Natomiast okładka może się kojarzyć z serią sci-fi zatytułowaną "Betelgeza", za którą stoi Brazylijczyk Leo. Duet Corgiat-Zuccheri odpowiadający za serię "Szklane Miecze" świetnie prowadzi akcję. Scenarzystka powoli odkrywa przed czytelnikiem kolejne zawiłości fabuły, która z początku wydaje się być dziecinnie prosta, ale z każdą kolejną stroną miesza się coraz bardziej. Corgiat bawi się mieszając przeszłość z teraźniejszością. Jednak wspomnienia bohaterów są serwowane z wyczuciem, dzięki czemu główny trzon historii nie cierpi przez zbyt dużą ilość retrospekcji. Natomiast grafika w "Szklanych Mieczach" lepsza chyba być nie mogła. Prace Laury Zuccheri świetnie sprawdzają się w tym fantastycznym uniwersum. Pełne kolorów kadry z jednej strony zachwycają naturalnością i ostrością, a z drugiej oczarowują bajkową stylistyką. Świat "Szklanych Mieczy" to na pozór zwykła historia o poszukiwaniu zemsty, ale została ona obrana w iście fantastyczne szaty pełne niezwykłych stworzeń i olśniewających terenów. Mimo tego, że "Yama" to zaledwie wstęp do tej czterotomowej historii, to jednak robi świetne wrażenie i nie tylko zachęca, ale wręcz zmusza do sięgnięcia po kolejne tomy.



Amerykańska Liga Sprawiedliwości #1
Najbardziej niebezpieczni
(2015; Egmont; akcja/sci-fi)

Scenariusz: Geoff Johns, Matt Kindt
Rysunki: David Finch, Brett Booth, Doug Mahnke
Cena okładkowa: 75 zł
Ilość stron: 240

Kiedy rząd USA zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że powołana pięć lat temu Liga Sprawiedliwości może kiedyś wymknąć się spod kontroli  i zagrażać Ziemi postanawia powołać do życia nową grupę. Amerykańska Liga Sprawiedliwości to formacja, która ma być ratunkiem dla świata przed drużyną z Batmanem i Supermanem w składzie. Nowym tworem kierować ma pułkownik Steve Trevor, niedawny łącznik pomiędzy Ligą Sprawiedliwości i organizacją ARGUS. Pod swoje skrzydła dostaje dość niepewnego Marsjańskiego Łowcę Ludzi, ale też kilku żółtodziobów (Green Arrow, Vibe, Stargirl) i garstkę kryminalistów (Catwoman, Hawkman, Katana). Nowa drużyna od razu zostaje wprowadzona do akcji, ich pierwszym zadaniem jest rozpracowanie Tajnego Stowarzyszenia Superłotrów.

Pierwszy tom "Amerykańskiej Ligi Sprawiedliwości" jest tak naprawdę dwuczęściowy. W pierwszej odsłonie drużyna dowodzona przez Steve'a Trevora stawia czoła Stowarzyszeniu złoczyńców, natomiast druga część komiksu to historie poboczne towarzyszące głównemu wątkowi (choć nie zawsze). Główny wątek jest całkiem zgrabnie skrojony. Bohaterowie wchodzący w skład Amerykańskiej Ligi Sprawiedliwości są różnorodni i znacząco różnią się od pozbawionych nawet najmniejszej skazy członków Ligi Sprawiedliwości. Każdy ma tutaj jakąś przywarę, dodatkowej pikanterii dodaje fakt, że do drużyny włączeni zostają kryminaliści, którzy jednak decydują się wejść na drogę prawa. Być może historia momentami traci tempo, ale jest o wiele ciekawsza niż pierwsze dwa tomy "Ligi Sprawiedliwości", które nie tak dawno były wydane przez Egmont. Druga połowa pierwszego tomu "Amerykańskiej Ligi Sprawiedliwości" jest bardzo chaotyczna. Jeżeli czytacie ten komiks na raty, to będziecie musieli często cofać się kilka stron, żeby przypomnieć sobie do jakich wydarzeń odnosi się czytana przez Was historia. Przez to, że ta część upstrzona jest masą nie zawsze ze sobą powiązanych opowieści powstaje uczucie chaosu. Te kilku stronicowe historyjki nie tylko wprowadzają zamieszanie, ale też część z nich jest dość nieciekawa i bardziej odnosi się do Ligi Sprawiedliwości, a nie grupy dowodzonej przez pułkownika Trevora. Goeff Johns odpowiadający za główną historię jak zwykle odwalił kawał dobrej roboty. Świetnie spisał się również David Finch, którego prace są bardzo przejrzyste i typowo superbohaterskie, ale jednak mają sobie spory pierwiastek mroku. "Amerykańska Liga Sprawiedliwości" to idealna pozycja dla osób, które uważają Ligę Sprawiedliwości za bandę harcerzyków. Drużyna prowadzona przez Steve'a Trevora nie cofa się przed niczym, walczy do upadłego i rozlewa tyle krwi ile trzeba...przy czym nie szczędzi również swojej.



Wolverine i X-Men #1
Cyrk przybył do miasta
(2015; Egmont; akcja/sci-fi)

Scenariusz: Jason Aaron
Rysunki: Nick Bradshaw, Steve Sanders
Cena okładkowa: 39,99 zł
Ilość stron: 132

Szkoła Xaviera została przemianowana na Szkołę im. Jean Grey. Dyrektorami są Wolverine i Shadowcat, a wśród kadry nauczycielskiej znajdują się między innymi Ice-Man, Beast, Warbird i Storm. Na zajęcia uczęszcza cała masa młodych mutantów o przeróżnych zdolnościach. Wśród studentów znajduje się między innymi odrodzony Angel, który dopiero zaczyna szlifować swoje umiejętności. W okół placówki kręcą się przedstawiciele tajnego stowarzyszenia o nazwie Hellfire Club, któremu przewodzi demoniczny Kade Kilgore. Ten młody mutant nie cofnie się przed niczym, żeby zwerbować kolejną duszyczkę do swojej zbrodniczej organizacji. Tymczasem niczego nie podejrzewający bohaterowie stacjonujący w Salem Center stają cię celem ataku tajemniczej trupy cyrkowej, która posiada w swoich szeregach potężną czarownicę potrafiącą mieszać w głowie nawet najbardziej doświadczonym mutantom.

"Wolverine i X-Men" to komiks pełen humoru oraz wartkiej akcji. Odpowiadający za scenariusz Jason Aaron tchnął nowe życie w szeregi mutantów Marvela. Szkoła w Salem Center jeszcze nigdy nie tętniła tak życiem. I nie jest to wyłącznie zasługa tych humorystycznych scenek, od których Aaron nie stroni, ale przede wszystkim wartkiej akcji i ciekawych nowych bohaterów. Młodzi mutanci uczęszczający do Szkoły im. Jean Grey to prawdziwy wachlarz indywidualności. Niezłą zabawą jest odkrywanie mocy kolejnych postaci, które ujawniają się stopniowo, a podczas walki prezentują już pełną paletę nabytych zdolności. Przy czym ważna jest różnorodność postaci występujących w tej historii. I to zawsze była najmocniejsza strona komiksów o X-Men, ta różnorodność. Każdy czytelnik mógł się utożsamiać, z którymś z bohaterów. Nie inaczej jest tym razem, chociaż nowi bohaterowie dopiero się rozwijają, to i tak trafili na dużo lepszy grunt niż pierwszy skład X-Men w latach 60-tych. Największą bolączką tego komiksu jest fakt, że tutaj historia zaczyna się jakby od środka. Wydawca zamieścił na stronie tytułowej krótką notatkę wyjaśniającą, co też działo się przed wydarzeniami przedstawionymi w "Wolverine i X-Men". I z jednej strony rozumiem takie posunięcie, w końcu Egmont, żeby doprowadzić do historii z pierwszego tomu musiałby opublikować całą masę komiksów. Z drugiej strony takie streszczenie nie pozwala się należycie wczuć w ciąg wydarzeń prezentowanych w "Cyrk przybył do miasta". Mimo tego całościowo pierwszy tom "Wolverine i X-Men" wypada bardzo dobrze. Prezentuje się bardzo okazale zarówno w warstwie fabularnej, jak i graficznej (może poza segmentem o Shark-Girl, w którym osoba odpowiedzialna za nakładanie tuszu trochę popłynęła). Dużym plusem tego komiksu jest spora dawka humoru, a jest ona jeszcze większa, jeśli komiksy Marvela macie w małym palcu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz